Znam Natalię i Krzysztofa od wielu lat. Ich ślub był początkiem czegoś wyjątkowego – wspólnie wpadliśmy na pomysł, aby uwiecznić ich miłość w scenerii polskiego morza. Nie przypuszczałem wtedy, że to będzie najdłuższa podróż na sesje plenerową w moim życiu.
Wyruszyliśmy nieświadomi nadchodzących przygód. Plan, by odebrać świadkową Natalii, sprawił, że zjechaliśmy z głównej trasy. To był początek niezapomnianej podróży, która trwała niemal pół dnia. Wśród lasów i objazdów, każdy moment stał się okazją do stworzenia niepowtarzalnych zdjęć. Nawet postój w McDonald's stał się częścią tej historii. Mimo przeciwności, udało nam się dotrzeć na miejsce tuż przed zachodem słońca – magicznym momentem, który chcieliśmy uchwycić.
Droga obfitowała w żarty, a ja dawno się tak dobrze nie bawiłem. Docierając do Gdyni Babie Doły, wiedzieliśmy, że to będzie sesja inna niż wszystkie. Wesele odbyło się pod koniec września, więc październikowa sesja była wyzwaniem. Na szczęście Natalia i Krzysztof są zapalonymi morsami. Na zakończenie sesji zanurzyli się w chłodnych falach Bałtyku, co było szczytem ich szaleństwa. Ich energia i spontaniczność sprawiły, że ta sesja plenerowa na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Powrót był również pełen śmiechu i radości, a do domu dotarłem późnym wieczorem. 
Ta historia to dowód na to, że miłość i przyjaźń potrafią tworzyć niezapomniane chwile, a zdjęcia są tylko ich odbiciem. Natalia i Krzysztof pokazali, że prawdziwa radość życia tkwi w spontaniczności i odwadze, by żyć pełnią życia, nawet jeśli oznacza to zanurzenie się w zimnym morzu. Ich śmiech i energia zarażają każdego, kto ma szczęście ich poznać.
Przejdź na początek strony